Creepy Town Wiki
Advertisement

Drryyn, dryyyn. Kolejna noc, którą zarywam, dla dobra mojej rodziny. Dwie z rzędu w pracy na tydzień, to stało się już normalne. Powoli myślę o przeniesieniu się do innej pracy, ale w której zarabiałbym takie same pieniądze? Nie ma co narzekać, wstanę.

Ubrałem się, wypiłem, jak to mam w nawyku, kawę i pojechałem. Pracuję w muzeum, oddalonym od mojego domu o 13 kilometrów. Nigdy nie zdarzyło mi się spóźnić do pracy, więc się zdziwiłem, gdy muzeum było "opustoszałe". Zawsze, po zaparkowaniu, witał mnie mój kolega, który pełnił warte przede mną, a teraz nie było nikogo. Światła się nie paliły, a drzwi były przymknięte. Czemu do cholery on ich nie zamknął?! Przecież mógł wejść złodziej!

Wszedłem do budynku, zapaliłem światło i zdarzyło się coś, czego się nie spodziewałem. Zobaczyłem przed sobą obraz, którego nigdy wcześniej nie widziałem. Jestem tutaj od trzech lat, a nigdy nie słyszałem, żeby był taki obraz. No cóż, może był gdzieś schowany i go zawiesili?

Tej nocy, moje miejsce pracy przypominało bardziej burdel, niż muzeum. Wszędzie wszystko porozrzucane. Jako, że ja miałem nockę, to posprzątałem to wszystko, od czasu do czasu spoglądając na obraz. Czułem się przez niego obserwowany.

- Wykonałem, co do mnie należało - powiedziałem do siebie. Wyszedłem, zakluczyłem i wsiadłem do samochodu.

Podczas jazdy, miałem dziwne odruchy. Co pięć minut spoglądałem na tylne siedzenia, bo myślałem, że ktoś tam leży. No cóż, przywidziało mi się. Dwa kilometry od domu, o mało nie dostałem zawału. Spoglądając w lusterko, zobaczyłem jakąś nienaturalną, zdeformowaną twarz. Dosłownie, zamurowało mnie. Byłem na tyle przestraszony, że ledwo wykręciłem niedaleko drzewa, w które pewnie uderzyłbym.

Wchodząc do domu, przywitała mnie żona, lecz nie chciało mi się z nią rozmawiać, od razu poszedłem do łóżka i spałem do 17.

Chciałem wyjaśnić sprawę z obrazem. Zadzwoniłem do kolegów, pracujących w tym samym miejscu i spytałem się ich, czy widzieli nowy obraz. Odpowiedzieli mi, że nie. Określiłem im miejsce, gdzie go widziałem, ale oni nadal mówili, że nic nie widzą, że tam nic nie ma. Chcąc udowodnić im moją rację, pojechałem tam.

W miejscu, gdzie był ten obraz, teraz było przejście do innego pokoju. Nie wiedziałem co im powiedzieć, żeby nie wyjść na kretyna, więc wymyśliłem sobie, że mi się przywidziało. W samochodzie jednak mówiłem do siebie, byłem stuprocentowo pewny, że ten obraz tam był.

Kolejny raz, powróciłem do domu. Gdy wjeżdżałem do garażu, zauważyłem w oknie moją córeczkę. Pomachałem jej i... Nie wiem, jak to nazwać. Otworzyła usta, zamiast zębów miała kły. Jej oczy były czarne, a ona była blada jak trup. Wysiadłem z samochodu i pobiegłem na górę. Zobaczyłem córkę, rysującą na papierze kwiatki, ale teraz, wyglądała już naturalnie.

Spojrzała się na mnie jej pięknymi, błękitnymi oczyma. Podbiegła do mnie i zawołała "Tatuś!", po czym mnie przytuliła. Wróciłem do moich normalnych domowych "obowiązków" czyli laptopa. Komputer nie chciał się włączyć, coś się zepsuło.

- Ech, znowu będę musiał na coś wydawać pieniądze, żeby to naprawić. - zrezygnowany, umyłem się i położyłem na kanapie przed telewizorem.

Gdy zegar wybił dwudziestą godzinę, pomogłem córce się umyć i położyłem ją spać, po czym sam poszedłem również spać.

W samym środku nocy obudziłem się. Wszędzie były pozapalane światła. Spojrzałem na budzik, była 3:33. Ubrałem spodenki i wyszedłem do salonu, ale nic nadzwyczajnego tam nie było. Tak myślałem, dopóki nie podszedłem do pokoju córki.

Nuciła jakąś pieśń. To nie był jej głos, brzmiał raczej jak głos 40-latka. Obawiając się o jej życie, najszybciej jak mogłem otworzyłem drzwi i znalazłem się w jej pokoju. Do ściany, była przybita moja żona. Była naga, nie mała włosów, oczu i miała rozcięty brzuch. Na środku pokoju znajdował się pentagram, a na środku pentagramu było koło. W kole znajdował się obraz, własnie z tej nocy i tego muzeum. Wystraszyłem się nie na żarty. Spojrzałem na córkę, miała taką twarz, jak wtedy, w oknie. Była blada, jakby obsypana mąką, jej oczy, ciemne jak atrament, a paszcza ze szponami, była otwarta jakby miała mnie pożreć. Wtedy, zamiast obawiać się o życie córki, obawiałem się o swoje.

Wybiegłem z pokoju i od razu zabrałem się do ucieczki. Przebiegałem przez kuchnie i wyciągnąłem nóż z szuflady, na wszelki wypadek. Nie brałem go na marne, po wyjęciu go, ona wyszła zza rogu. Rzuciłem ją i trafiłem w szyję. Krew z niej ciekła bardzo mocno, ale ona jakby sobie z tego sprawy nie zdawała, nic jej to nie zrobiło.

Rzuciła się na mnie, spojrzałem jej w oczy. Widziałem tam nienawiść. Energicznym ruchem, zdjąłem ją z siebie i oknem wyszedłem z domu.

Pomyślałem sobie, że znajdę pomoc u sąsiadów, więc pobiegłem od razu do nich. Drzwi były otwarte, stałem przed nimi i wołałem "Kate! Mark! ", ale bez odpowiedzi.

Drzwi skrzypiały, gdy je otwierałem, więc przeszyły mnie ciarki. W altanie, na środku ściany było ten sam przeklęty obraz. Pod nim, ciała moich sąsiadów. Odwróciłem się i chciałem znów uciekać. Za moimi plecami była znów ona. Wskoczyła na mnie i przegryzła mi szyję. Ostatnim co zobaczyłem, były jej oczy. Kiedyś piękne, teraz czarne, obrzydliwe, straszne.

Advertisement